Wilgotność powietrza w Polsce: statystyki roczne i wpływ zmian klimatycznych
- Szczegóły
Polacy przyzwyczaili się do myślenia, że problemy z brakiem wody to coś, co dotyczy Sahelu, Bliskiego Wschodu, Indii czy Australii, ale nie naszego kraju. Teraz budzimy się w niemiłej rzeczywistości, w której susze w Polsce stają się nową normalnością, ze wszystkimi tego konsekwencjami dla rolnictwa, lasów, chłodzenia elektrowni a nawet dostępności wody w kranach. W wielu regionach kraju deficyt opadów w sezonie wegetacyjnym stał się nową normą.
Zaczyna ubywać wody w rzekach (susza hydrologiczna), w glebie (susza rolnicza) oraz w formacjach wodonośnych (susza hydrogeologiczna). To rezultat zarówno globalnej zmiany klimatu jak i naszych własnych działań anty-adaptacyjnych.
Susze w Polsce to nic nowego, jednak pojawiają się coraz częściej. W okresie 1951-1981 było w Polsce 6 susz - średnio jedna co 5 lat; w okresie 1982-2011 susz było aż 18 - średnio co 2 lata (Klimada, 2013, Somorowska, 2016). Obecnie, od 2013 r. mamy suszę co roku. Susza kojarzy się z brakiem opadów.
To nie spadek ilości deszczu spadającego na terytorium Polski jest więc przyczyną wysuszania się naszego kraju. Jednak zanim do niej przejdziemy, zauważmy jeszcze, że rośnie udział opadów w miesiącach zimowych, zaś udział opadów latem nie zmienia się, lub wręcz maleje (Szwed, 2019). Zmienia się też charakter opadów: coraz częściej występują opady intensywne, czyli dni podczas których dobowa suma opadów przekracza 10 mm (Klimada, 2013; Pińskwar, 2019), mniej jest zaś umiarkowanie intensywnego deszczu, a okresy bez opadów wydłużają się.
Wzrost temperatury w Arktyce skutkuje hamowaniem tak zwanej „cyrkulacji strefowej”, czyli typowego dla naszych szerokości marszu kolejnych układów niżowych znad Atlantyku na wschód, w głąb kontynentu. Coraz częściej rozbudowują się stacjonarne wyże, niedopuszczające do nas wilgotnego, przynoszącego opady powietrza z zachodu, a powodujące zamiast tego długotrwałe okresy bezopadowe. Same niże zaś coraz częściej zamiast przez Polskę wędrują przez Skandynawię.
Przeczytaj także: Poradnik: walka z wilgocią w mieszkaniu
W ostatnim stuleciu średnioroczna temperatura w Polsce wzrosła z 7,5°C do ok. 10°C. Ostatni rok (2019) był najcieplejszym w całej polskiej historii pomiarów, bijąc rekord sprzed zaledwie roku (2018). Widać to zresztą gołym okiem - zimy są coraz cieplejsze, a lata bardziej upalne.
Im niższa wilgotność względna, tym szybciej wyschnie pranie, szybciej wyparuje kałuża, bagno czy staw. W wyniku spadającej wilgotności powietrza coraz rzadziej pojawiają się też mgły. Dane pokazują, że okres występowania mgieł w Polsce spadł do rekordowo niskiego poziomu, wyraźnie wykraczając poza zakres zmienności z minionych dekad.
Tabela: Charakterystyka klimatyczna wybranych lat w Warszawie
| Rok | Średnia wilgotność roczna | Całoroczna suma opadów | Liczba dni z burzą | Średnie całoroczne pokrycie chmurami |
|---|---|---|---|---|
| 2002 | 76,8% | 558,6 mm | 20 | 61% |
| 2004 | 72,6% | 477,2 mm | 25 | 61% |
| 2010 | 77,6% | 602,4 mm | 28 | 60% |
| 2021 | 76,1% | 675,5 mm | 22 | 66,3% |
Po pierwsze, wzrosła temperatura (Mazowsze ma już taką temperaturę średnioroczną, jaka była na Nizinie Węgierskiej kilkadziesiąt lat temu), a kiedy jest cieplej, przy niższej wilgotności względnej, woda szybciej wyparowuje. Spada ilość opadów latem. Jednocześnie przy znacząco wyższej temperaturze mamy wyższe parowanie, co oznacza bardzo poważny wzrost zagrożenia suszą. Do tego deszcz, który przychodzi latem, coraz częściej ma postać gwałtownych opadów nawalnych, wydłużają się zaś okresy bez opadów i mniej jest umiarkowanie silnego deszczu.
Kiedy mży lub siąpi, gleba ma czas wchłonąć wodę, zmagazynować ją i odprowadzić do warstw wodonośnych. Kiedy ta sama ilość wody spada w krótkotrwałych, gwałtownych zjawiskach atmosferycznych, spływa ona szybko po powierzchni do rzek i Bałtyku, wywołując do tego po drodze podtopienia i powodzie, których liczba w ostatnich latach wyraźnie wzrasta (Pociask-Karteczka i Żychowski, 2014). Co gorsze, przesuszona gleba nie wchłania wody, przez co początek opadu spływa praktycznie cały powierzchniowo, dodatkowo ograniczając retencję i przyczyniając się do powodzi.
Przeczytaj także: Wakacje w Bodrum
Jeszcze do niedawna opady zimowe spadały jako śnieg, który magazynował wodę aż do wiosny, kiedy to powoli topniał, zapewniając tym samym wodę na sezon wegetacyjny. Był to również okres, w którym rozlane wody rzek zasilały wody podziemne. Teraz opady zimą coraz częściej spadają jako deszcz, który szybko spływa do rzek. Nawet jak spadnie śnieg, to poleży kilka, może kilkanaście dni i stopi się. W rezultacie woda z opadów zimowych w kwietniu jest już w Bałtyku.
Problem narastającego zagrożenia suszą dotyczy nie tylko Polski. W ostatnich dekadach wilgotność gleb w Europie wyraźnie spada. To część trendu związanego z ocieplaniem się klimatu. Symulacje biorące pod uwagę temperaturę powierzchni, ilość i rozkład czasowy opadów, prędkości wiatru, wilgotność powietrza i natężenie promieniowania słonecznego prognozują wzrost zagrożenia suszą. W scenariuszu dalszych wysokich emisji gazów cieplarnianych do końca stulecia zagrożenie suszą w Polsce wzrośnie do poziomu typowego obecnie dla najbardziej suchych rejonów Hiszpanii.
W scenariuszu wysokich emisji pod koniec stulecia południowa Europa będzie się znajdować w permanentnym stanie ekstremalnej suszy, poważne susze będą występować też na Bliskim Wschodzie, najgęściej zamieszkałych rejonach Australii, Afryki i Ameryki Południowej, a także na terenach rolniczych Europy, Stanów Zjednoczonych i Chin.
Naturalną reakcją na wzrost zagrożenia suszą powinny być adekwatne działania adaptacyjne. Powinniśmy zatrzymywać wodę w krajobrazie.
Powinniśmy gromadzić wodę, sadząc lasy i dbając o mokradła, gdyż są to najlepsze gąbki - kiedy pada deszcz zbierają wodę i magazynują ją przez tygodnie i miesiące, zapobiegając zarówno powodziom jak i suszom. Zgromadzona w nich woda zasila zarówno wody gruntowe i powierzchniowe - powoli przemieszczając się w dół zlewni, jak i atmosferę. Parowanie i transpiracja z mokradeł jest ważnym procesem zwiększającym wilgotność powietrza w czasie letnich upałów. Jeśli w okolicy występują mokradła, to powietrze jest wilgotniejsze, co zmniejsza parowanie z innych obszarów - pól, łąk, ogrodów. Przy okazji, parowanie, jako proces endoenergetyczny, schładza lokalny klimat, co również ogranicza dalszą ucieczkę wody z krajobrazu. Niestety, zamiast tego osuszamy tereny podmokłe, torfowiska i inne mokradła.
Przeczytaj także: Poradnik pomiaru wilgotności
Osuszone torfowiska przyczyniają się też silnie do zmiany klimatu. Po opadnięciu poziomu wód gruntowych akumulowana przez tysiące lat materia organiczna zaczyna się rozkładać, a powstający przy tym dwutlenek węgla trafia do atmosfery. Dla łąk na odwodnionym torfie średnie emisje wynoszą do 30 ton CO2 na hektar rocznie. Gdy na osuszonym torfowisku uprawiamy np. kukurydzę lub ziemniaki, emisje z hektara rosną do 80 ton rocznie. Dla porównania, typowy samochód przejeżdża ok. 15 000 km rocznie, emitując przy tym ok. 130 g/km - odpowiada to rocznym emisjom CO2 ze spalania paliwa rzędu 2 ton. Inaczej mówiąc, emisje CO2 z hektara torfowiska wykorzystywanego dla celów rolnych są zbliżone do emisji 40 samochodów. W Polsce emisje CO2 z odwodnionych torfowisk stanowią aż ok. 8% emisji antropogenicznych - i nie są one uwzględniane w żadnych oficjalnych raportach (Kotowski, 2020).
Miasta zajmują stosunkowo niewielką powierzchnię kraju, jednak mieszka w nich większość ludzi. Nawet niektóre „rewitalizacje” ulic i placów polegają na eliminacji drzew i innej zieleni, a zastępowaniem ich powierzchniami nieprzepuszczalnymi. Miejskie Plany Adaptacji stworzone dla największych polskich miast zawierają elementy zielono-niebieskiej infrastruktury, ale konkretne realizacje sprowadzają się na razie do pojedynczych projektów.
Co prawda ustawa Prawo Wodne z 2018 r. próbuje wprowadzać zachęty do retencjonowania wód w miastach, ale nie idą za tym inne przepisy, np. dotyczące projektowania dróg (ułatwiające zatrzymywanie wody w zieleni w obrębie pasa drogowego). Brakuje projektantów rozumiejących potrzebę retencji wód, uczelnie nie kształcą specjalistów w tym zakresie, konieczność przejścia przez długotrwałe procedury uzyskiwania zgód wodnoprawnych powodują, że inwestorzy wybierają rozwiązania tradycyjne.
Prowadzi to do tego, że nadal w miastach w zarządzaniu wodą opadową dominuje podejście polegające na jak najszybszym przechwyceniu wody opadowej przez wpusty i odprowadzeniu jej za pomocą zamkniętego systemu kanalizacyjnego. Wciąż widoczne są także działania anty-adaptacyjne np. budowa publicznych przestrzeni wypoczynku z dużym udziałem powierzchni utwardzonych a niskim biologicznie czynnych, drzewa w doniczkach, odwadnianie terenów zieleni czy zasypywanie miejsc podmokłych. Jest problem z praktycznym wdrażaniem nawet prostych rozwiązań polegających na obniżeniu trawnika w stosunku do sąsiadującego chodnika, jezdni czy parkingu bez oddzielania ich wysokim krawężnikiem.
Warto inwentaryzować miejskie tereny podmokłe lub zalewowe, które można byłoby przeznaczyć na naturalne stabilizatory wilgotności przeciwdziałające powodzi i suszy. Na terenach wiejskich i w rolnictwie - które są zagrożone suszą i zmianą klimatu - sytuacja nie wygląda lepiej.
Rzeki i strumienie, w imię inwestycji w gospodarkę wodną, zamykamy w wyprostowanych kanałach, woda nie trafia więc do meandrów i starorzeczy, co spowalniałoby jej spływ do morza. Co roku, w ramach tzw. prac utrzymaniowych, odmulamy (czyli przekopujemy) tysiące kilometrów (w latach 2016-2017 ok. 18 tysięcy km) małych rzek i potoków, przyspieszając w ten sposób odpływ wody z terenów rolniczych, głównie w szczególnie narażonym na suszę pasie nizin.
tags: #wilgotność #powietrza #w #polsce #statystyki #roczne

