Czysta woda i zieleń łąk: ich znaczenie dla środowiska i naszego życia
- Szczegóły
Kryzys wodny nie dotyczy odległej galaktyki - dzieje się tu i teraz. Z każdej strony słyszymy o suszach i wodzie z kranu, która ledwo leci. To realny problem.
Dlaczego w Polsce brakuje wody?
I nie polega on na tym, że w Polsce nagle zaczęło mniej padać. Sumaryczna ilość opadów w skali roku jest zbliżona do tej sprzed kilkudziesięciu lat. Zmienił się jednak ich rytm i rozkład. Kiedyś deszcz padał „równomiernie”, w przewidywalnych odstępach czasu, co pozwalało glebie i przyrodzie korzystać z niego w sposób ciągły. Dziś coraz częściej mamy do czynienia z długimi okresami suszy, przerywanymi gwałtownymi ulewami, które przetaczają się przez kraj w ciągu kilku godzin.
Do tego dochodzą zmiany sezonowe. Zima przestaje pełnić funkcję retencyjną - coraz częściej jest sucha i ciepła, a śnieg znika po zaledwie jednym cieplejszym dniu, jeśli w ogóle się pojawi. W tym roku praktycznie nie mieliśmy pokrywy śnieżnej. To oznacza brak wiosennych roztopów, które kiedyś zasilały rzeki, uzupełniały wody gruntowe i poprawiały wilgotność gleby. Od kilku lat obserwujemy zjawisko, które z pozoru brzmi absurdalnie: zimowe susze. A to właśnie one ustawiają warunki hydrologiczne na start sezonu wegetacyjnego.
Kiedy już pada, to często w sposób gwałtowny - na suchą glebę, która nie jest w stanie tej wody wchłonąć. Skutek? Woda odpływa szybko i powierzchniowo, nie zasilając zasobów podziemnych ani roślin. Straty są podwójne - i hydrologiczne, i rolnicze.
W większości rankingów dotyczących odnawialnych zasobów wodnych na mieszkańca zajmujemy miejsce w końcówce stawki państw Unii Europejskiej - trzecie lub czwarte od końca. Polska należy do krajów o najmniejszych zasobach wodnych w Europie?
Przeczytaj także: Definicja i Właściwości Czystej Wody
Egipt opiera swoje zaopatrzenie na jednym źródle, czyli Nilu. To rzeka zasilana z odległych górskich obszarów w Afryce. Polska ma zupełnie inny model zasilania - przede wszystkim z opadów atmosferycznych, a także z systemu wód powierzchniowych i podziemnych. Ale jako hydrolog muszę powiedzieć jedno: to bardzo nieprecyzyjne, wręcz mylące zestawienie. U nas wody podziemne dla zaopatrzenia ludności w wodę odgrywają istotną rolę i - co ważne - są wciąż stosunkowo stabilne. To bardzo ważny zasób, który trzeba chronić.
Równolegle musimy myśleć o retencji, czyli zatrzymaniu deszczu tam, gdzie spada. Bo jeżeli pozwolimy wodzie z opadów odpłynąć, to sami ten deficyt pogłębiamy.
Retencja - zbierajmy deszcz tam, gdzie spadnie!
Chodzi o to, by wodę opadową zatrzymać możliwie jak najbliżej miejsca, w którym się pojawiła. Zwykła beczka pod rynną to najprostszy przykład. To nie wymaga żadnych skomplikowanych instalacji - wystarczy podstawowy system, który pozwala zgromadzić deszczówkę, a potem wykorzystać ją w momencie potrzeby: do podlewania ogrodu, mycia narzędzi czy nawet spłukiwania toalety. To proste, ale działa. I - co najważniejsze - to najskuteczniejszy sposób na budowanie odporności wodnej w skali mikro, tam gdzie mieszkamy i żyjemy.
Zatrzymywanie wody u źródła to nie tylko działanie ekologiczne, ale czysto praktyczne, bo woda, której nie musimy odprowadzać do kanalizacji, zostaje w obiegu lokalnym. Retencja przydomowa, glebowa, krajobrazowa - to są dziś kluczowe pojęcia. I to jest absolutnie bezcenne, szczególnie w okresach, kiedy mamy do czynienia z suszą.
W kontekście suszy - niekoniecznie duże inwestycje pomagają w walce z nią. Duże zbiorniki retencyjne wymagają ogromnych nakładów finansowych, ingerują silnie w środowisko i są projektowane przede wszystkim z myślą o ochronie przeciwpowodziowej. Ich użyteczność w przeciwdziałaniu skutkom długotrwałego deficytu wody jest co najmniej wątpliwa - zwłaszcza przy obecnych trendach hydrologicznych.
Przeczytaj także: Różnice między czystą wodą a czystą wódką
Coraz niższe przepływy w rzekach sprawiają, że realne możliwości napełniania dużych zbiorników stają się ograniczone. W sytuacji, gdy w wielu zlewniach ledwo udaje się utrzymać przepływy nienaruszalne, magazynowanie wody w wielkoskalowych obiektach może pogarszać sytuację w dolnym biegu rzek. To balansowanie na granicy bilansu wodnego. Im większy zbiornik, tym większe straty parowania i większe koszty eksploatacji. A korzyści w czasie suszy? Niewspółmierne.
Duże inwestycje nie wspierają lokalnych systemów przyrodniczych w przeciwieństwie do rozproszonych form retencji - małych zbiorników śródpolnych, oczek wodnych czy renaturyzowanych rzek lub mokradeł.
Co roku płacimy setki milionów złotych z budżetu państwa na tzw. straty suszowe. Rolnictwo sobie radzi z suchą?
Tymczasem dużo łatwiej i taniej byłoby, gdyby rolnicy stosowali dostępne zabiegi agrotechniczne, wprowadzali nasadzenia śródpolne, spowalniali odpływ wody w rowach i niewielkich ciekach przepływających przez ich pola. Nie radzi. W ten sposób można realnie wzmacniać retencję krajobrazową i ograniczyć erozję gleb, a tym samym odporność obszarów rolnych na suszę. Musimy zacząć myśleć zarówno o tym co dzieje się teraz, jak i o przyszłości, bo susza nie jest zjawiskiem chwilowym - to proces, który będzie się pogłębiał.
Dla wszystkich miast powyżej 20 tys. mieszkańców obowiązują dokumenty planistyczne tzw. Miejskie Plany Adaptacji do zmian klimatu (MPA). Tak, ale na szczęście coraz bardziej dostrzegalna przez samorządy. W wielu przypadkach taki plan jest wdrażany z głową. Widać to choćby w rosnącej liczbie projektów błękitno-zielonej infrastruktury, czyli systemów, które łączą funkcje przyrodnicze z zarządzaniem wodą. To zielone dachy, zagłębienia retencyjne, ogrody deszczowe, nawierzchnie przepuszczalne, a także zieleń, która pełni funkcję retencyjną i przeciwdziała przegrzewaniu się przestrzeni miejskiej. W miastach betonoza.
Przeczytaj także: Czysta Woda: Regulamin konkursu
Coraz częściej miasta decydują się na zazielenianie dachów wiat przystankowych czy inwestowanie w parki kieszonkowe. Ale to wciąż działania punktowe. Tymczasem ogromny, niemal niewykorzystany potencjał tkwi w terenach wokół obiektów komercyjnych - jak parkingi przy centrach handlowych. To przestrzenie często większe niż niejedna zabetonowana starówka. Wystarczyłoby zaprojektować je inaczej np. z nawierzchnią przepuszczalną, zbiornikami na deszczówkę.
Edukacja wodna i nasze codzienne wybory
Jako społeczeństwo wciąż mamy poważne braki w edukacji wodnej - zarówno na poziomie codziennych decyzji, jak i planowania przestrzennego. Czy przeciętny obywatel ma realny wpływ na sytuację wodną kraju? Co powiedziałaby Pani osobie, która uważa, że „co ja mogę, woda i tak płynie z kranu”. Nie potrafimy sami sprawdzić, czy warto kupić działkę na danym terenie, czy może istnieje ryzyko zalania. Nie zastanawiamy się, czy będziemy mieli długofalowy dostęp do wody, czy nie. A przecież to są pytania, które każdy powinien sobie zadawać - nie tylko ze względu na komfort, ale przede wszystkim bezpieczeństwo.
Z całego serca wierzę, że w końcu zaczniemy to rozumieć. Po drugie - wszyscy chcielibyśmy odpoczywać nad czystą wodą. Marzymy o pięknych plażach, przejrzystych jeziorach, meandrujących rzekach. Tymczasem każda nasza codzienna decyzja - prywatna czy zawodowa - ma wpływ na stan tych wód. Trzeba o tym mówić, informować, uświadamiać. Kropla drąży skałę - i tylko konsekwencja może coś realnie zmienić.
Inspiracja z natury - bądźmy jak bobry
„Bądźmy jak bobry” - mówię to z przymrużeniem oka, ale też z pełnym przekonaniem. Jakie formy zaangażowania mają sens? To fascynujące zwierzęta, od których naprawdę możemy się wiele nauczyć, zwłaszcza jeśli chodzi o troskę o wodę i ekosystemy. Wystarczy wybrać się na spacer i poobserwować efekty ich pracy - to prawdziwi inżynierowie przyrody.
W czasach, gdy susze stają się coraz powszechniejsze, a media często niesprawiedliwie przedstawiają bobry jako szkodniki, postanowiłam pokazać ich rolę z innej - tej rzeczywistej - strony. Zainspirowało mnie to do stworzenia książki dla dzieci - bo edukację warto zaczynać od najmłodszych. Tak powstała książka dla dzieci „Po co bobry budują tamy?”, która w przystępny sposób tłumaczy, jak wielkie znaczenie mają te zwierzęta dla gospodarowania wodą i całych ekosystemów.
Bobry nie tylko zatrzymują wodę - one ją magazynują, filtrują i przekształcają krajobraz w sposób, który sprzyja zatrzymaniu wilgoci w środowisku. „Przy okazji” tworzą przestrzeń do życia dla wielu innych gatunków - od żab i ważek, przez ptaki, aż po większe ssaki, takie jak sarny czy wilki. Gdy przychodzi susza, ich zbiorniki stają się jedynym źródłem wody w okolicy. Z kolei, gdy spadnie ulewny deszcz - to właśnie dzięki bobrzym tamom woda nie spływa gwałtownie, co pomaga ograniczyć ryzyko gwałtownych wezbrań i lokalnych podtopień. Chroniąc tym samym łąki, mrowiska, a czasem nawet nasze domy.
Coraz częściej włączane są również do programów, których celem jest odbudowa zdegradowanych ekosystemów wodnych. Bobry są objęte ochroną gatunkową w Polsce i wielu innych krajach. Ich wpływ na retencję, bioróżnorodność i stabilizację stosunków wodnych został nie tylko zauważony, ale w niektórych państwach także oszacowany pod względem ekonomicznym - jako realna, mierzalna korzyść dla środowiska i gospodarki wodnej.
Bez wody nie ma życia - bobry zdają się o tym wiedzieć lepiej niż my. To lekcja, którą powinniśmy wreszcie potraktować poważnie. Nadszedł czas abyśmy zaczęli działać w tym samym kierunku.
Musimy uczyć się szacunku do przyrody, zwłaszcza do wody, której rola w ekosystemie jest absolutnie fundamentalna.
Dlatego dziś tak bardzo brakuje nam rzetelnego, otwartego dialogu - nie tylko między ekspertami, ale także pomiędzy instytucjami, samorządami, mieszkańcami i światem nauki. Niestety, kiedy dochodzi już do poważnych, często wręcz nielogicznych zniszczeń w środowisku wodnym, nie da się ich łatwo odwrócić.
Z jednej strony deklarujemy troskę o zasoby wodne, z drugiej - nadal silnie inwestujemy w rozwój gospodarczy. Warto przy tym pamiętać, że Polska, odkąd weszła do Unii Europejskiej, wdraża Ramową Dyrektywę Wodną - dokument, który w wielu krajach członkowskich funkcjonował znacznie wcześniej i miał wpływać na poprawę stanu wód. Tymczasem widzimy dziś, chociażby na przykładzie Niemiec i katastrofalnych powodzi z ostatnich lat, że nawet w państwach, które formalnie realizowały tę politykę przez dekady, wcześniejsza, intensywna ingerencja w cieki wodne i rozwój infrastruktury doprowadziły do poważnych, często nieodwracalnych szkód. Kraje zachodnie już zapłaciły za to wysoką cenę - wiele ich ekosystemów zostało zniszczonych bezpowrotnie.
W Polsce mamy wiedzę i kompetencje, by gospodarować wodą w sposób odpowiedzialny. Dlatego uważam, że ucząc się, powinniśmy w pierwszej kolejności czerpać z własnych, lokalnych doświadczeń. Uczymy się od siebie nawzajem, bo to jest ogromna wartość. Warto pojechać do Gdańska - miasta, które konsekwentnie rozwija błękitno-zieloną infrastrukturę - albo odwiedzić gospodarstwa rolne, gdzie rolnicy świadomie i skutecznie zarządzają wodą w krajobrazie.
Moim zdaniem nie potrzebujemy zagranicznych wizyt studialnych, żeby podziwiać, jak „robią to inni”. Mamy potencjał - musimy go tylko docenić. Potrzebujemy zaufania do siebie, do własnych rozwiązań i do współpracy międzysektorowej.
tags: #czysta #woda #i #zielen #lak #znaczenie

